sobota, 3 stycznia 2015

Cała prawda dzisiejszej "miłości" cz. 1

WELCOME TO REALITY
Cześć, jestem Była i napisze wam kolejną przepiękną i zakończoną happyend’em historię miłosną. Takie romansidło jak na nasze czasy przystało. Trochę prawdziwą trochę nie. Wyidealizowaną i zrobioną specjalnie dla waszych potrzeb.
                No więc to było tak. Wiem nie powinno się zaczynać zdania od ‘no więc’, ale pomińmy ten fakt, gdyż to nawet nieźle brzmi. Była sobie dziewczyna, samotna oczywiście, opuszczona przez świat i zapomniana przez płeć przeciwną. Najoczywistsze było to, że jej nieziemska uroda winna olśniewać każdego kto na nią spojrzy i nikt nie powinien odrywać od niej wzroku. Ale jak to czasem bywa, nikt nie zwracał na nią uwagi.
                I cóż z tym zrobić? Powinien pojawić się jakiś boski alwaro, porwać ją swym najpiękniejszym i najlepszym dla pisarki autem i oblewać ją milionem komplementów dziennie, ale niestety jeszcze na niego nie czas.
                Skupmy się na tej istocie, która dla nas jest główną bohaterką. Tak, była ładna. Jak sobie ją wyobrażam? Na pewno nie była blondynką, gdyż na nie chłopcy lecą jak drzewo podczas burzy na pobliski dom. Szatynka? Hmm jeszcze bym się nad tym zastanowiła, ale do tego przykładu weźmy brunetkę.
                Była brunetką, metr sześćdziesiąt w kapeluszu. Oczy piwne, niezbyt zwracające jakąkolwiek uwagę, nawet ładna buźka choć do piękności nie należała. (no dobra, podaje inne dane niż w akapicie pierwszym, ale już nie mam czasu i ochoty na zmiany). Średniej wielkości usta, nos nawet kształtny, śmieszne, chomikowate policzki, podnoszące się za każdym razem, gdy się uśmiechnie. Jednym słowem, nic specjalnego. Normalna polska nastolatka, przeżywająca w głębi swoje własne problemy.
                Przejdźmy do sedna. O czym to ja wcześniej prawiłam? A tak, ładna, samotna, brunetka szuka kawalera. Czy to jest do końca prawdą? W głębi może i marzy o tym, żeby mieć się do kogo przytulić, ale na zewnątrz – twarda z niej sztuka. Powiedzmy, że charakterek ma niezły i potrafi dopiec, ale zazwyczaj udaje miłą. Nie będę opisywać dalej, bo średnio znam jej charakter, ale wiem, że gdyby ktoś zalazł jej za skórę, nie dałaby za wygraną. 
                Spójrzmy prawdzie w oczy, każdy ją olewa, każdy mija bez słowa na ulicy. Tylko nieliczni mówią jej ‘cześć’. Przychodzi do szkoły siada sama w ławce, zajmuje się własnymi sprawami, rysuje w zeszycie jakieś nic nie znaczące bazgroły. Jakby to ująć ‘życie samotnika’.
                Aż wreszcie przychodzi koniec roku, ale też koniec szkoły. Eh będzie szkolny bal… Z kim pójdzie? Nie wiadomo, czy w ogóle pójdzie… Wszyscy mają pare, ona nie. Co robi? To co zwykle – czeka na zbawienie, które rzekomo ma do niej przyjść. Czekałaby tak całą wieczność, ale niestety na bal pójść musi, gdyż cała klasa obowiązkowo musi być. No cóż wszyscy dobrani w pary, oprócz niej.
                Co się okazuje?? Tak przychodzi książę!! Och Boże jaki on przystojny….
Żartowałam…
Nikt nie przychodzi i nie ratuje jej dupy jak to bywa w tych przepięknych opowieściach. Wychowawczyni łączy ją z jakimś śmiesznym blondynkiem. No ale on też nie zwraca na nią uwagi, byle by zatańczyć z kimś tego walonego poloneza i ariwederczi, bawmy się osobno.
Tak. Bal cały przetańczyła w kółeczku, chociaż z niego też ją wypychali, ale pomińmy ten fakt. No dobra, poprosił ją do tańca jej kolega, ale kiepsko tańczył. Spójrzmy prawdzie w oczy, beznadziejnie. Bal się skończył, wróciła zadowolona do domu, nogi bolały, można rzec – wszystko w porządku.
A jednak nie. Nadal była samiutka jak palec. No cóż przyjaciółkę jakąś tam miała, ale jednak tamta przygruchała sobie inną toteż jak to się mówi stała się ‘piątym kołem u wozu’.
No cóż włączyła Wi-fi, sprawdziła czy ktoś przynajmniej ‘przypadkiem’ do niej nie napisał, ale nie. Takie akcje jednak się nie zdarzają.
Nadal uważana za ciche, średnio często odzywające się dziwadło i popychadło. Takie życie. Można rzec ‘trudno’. No tak, czasami tam się odezwała, gdy ktoś ją mocno zirytował, co by się zamknął, ale dostawała jeszcze gorszą i przybijająca sztyletem do ściany ripostą. Toteż rzadko się odzywała.
Takie życie. Ale jednak coś pchało ją do przodu. Nie dała za wygraną.
Zaczęły się wakacje. Nuuuuudne, długie wakacje. Oczywiście co tu robić? Czytać fantastyczne książki, które tak uwielbiała.

No dobra, wakacje minęły na siedzeniu na pupie. Mój Boże! Nowa szkoła! I tutaj zaczyna się układać. Także część dalsza nastąpi wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz