czwartek, 1 maja 2014

Kruk

                Obudziłam się o rano. Słońce już dawno wzeszło. Łagodne promienie słońca gładziły mnie po twarzy. Na dworze było jeszcze chłodno, ale wiadome było, że dzisiejszy dzień będzie bardzo gorący. Miałam ochotę na spacer, ale nic by z tego nie wyszło.
                Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka od drzwi frontowych. Wstałam powolnie, ciekawa kto mógłby zagościć u nas o tak wczesnej porze. Uchyliłam drzwi i ostrożnie przez nie wyjrzałam. Usłyszałam ułamek rozmowy jakiegoś młodego chłopaka z moją mamą.
- Czy zastałem może Anię?
- Tak, ale ona jeszcze śpi – odpowiedziała mama.
- Yhym. Mogłaby pani jej przekazać, że będę czekał na nią dzisiaj o szesnastej w parku?
- Przekażę. A można wiedzieć jak masz na imię?
- Łukasz. – odpowiedział chłopak łagodnym, ale męskim głosem. Skądś znałam ten ton. – Dziękuję, do widzenia.
- Do widzenia – pożegnała się mama, zamknęła drzwi i ruszyła do kuchni.
Nie kładłam się z powrotem do łóżka. Pospiesznie się ubrałam, szybko związałam włosy i wybiegłam przed dom. Niestety tajemniczego chłopaka, który prosił o spotkanie nie było ani śladu. Wróciłam do domu. Przemyłam twarz i poszłam do kuchni na śniadanie. Mama robiła sobie właśnie jajecznicę.
- Myślałam, że śpisz – powiedziała stojąc tyłem do mnie. – Znasz go?
- Nie wiem, nie zdążyłam go zobaczyć – powiedziałam obojętnym tonem.
- Przedstawił się jako Łukasz.
- Wiem.
- Skąd go znasz? – zapytała tak jakby prowadziła dochodzenie.
- Nie wiem kto to był.
- Yhym. – odburknęła. – Chcesz jajecznicy?
- Przecież wiesz, że nie lubię.
- No tak zapomniałam. Przyniósł ci jakiś list.
- Gdzie on jest?
- W przedpokoju.
Udałam się pospiesznie w stronę drzwi wyjściowych, na komodzie leżał list w moim ulubionym odcieniu zielonego. Poszłam z nim do swojego pokoju, usiadłam na wygodnym, brązowym i już nie modnym fotelu. Przyjrzałam się dokładnie kopercie. Solidnie go zaklejono. I dobrze. Przynajmniej miałam pewność, że mama nie zdążyła go przeczytać. Patrzyłam się na niego jak sroka w gnat.
- Nie, nie otworze go.
Ruszyłam z powrotem do kuchni.
- I co napisał? – jak zwykle dokładnie musiała mnie przesłuchać.
- Nie otworzyłam go.
- Dlaczego? Nie jesteś ciekawa co jest w środku?
- Nie.
Wzięłam sobie coś do jedzenia i wróciłam do swojego pokoju. I jak zwykle siedziałam w tej małej klitce niczym więzień. Okno wychodziło na nudny ogródek. Byłam odcięta od świata nigdzie nie mogłam wychodzić, niczego nie wolno było mi powiedzieć. Musiałam mieć same szóstki i zero przyjaciół. Miałam po prostu być sama.
Myśli samobójcze były na porządku dziennym, ale bardziej od swojej śmierci pragnęłam wyjechać z tego domu gdzieś najdalej. Nie widzieć już więcej rudej, pięknej i zadbanej matki. Nie rozumiałam dlaczego ona mogła mieć wszystko, a mi nie należało się nawet przemalowanie białego pokoju na bardziej żywszy. To tak jakby miała psa, któremu dawałaby tylko jedzenie i uczyła nowych sztuczek. Zero biegania i zero wychodzenia z klatki. Pustka w życiu.
Była godzina 7 rano. Postanowiłam odrobić lekcje i nauczyć się wszystkiego czego jeszcze nie umiałam. Trwało to do godziny 15. Materiału było sporo. Ubrałam się, uczesałam i wyszłam przez okno na dwór. Mamy już nie było od co najmniej trzech godzin. Dom był zamknięty na klucz, którego niestety nie posiadałam. Wyszłam przez okno, wzięłam miętową damkę mamy i pojechałam do parku.
Usiadłam na ławce. Była równa 16.00. Otworzyłam list i czytałam uważnie.

Wiedziałem, że nie otworzysz od razu.

                Coś mi mówiło, żeby wracać do domu. Ale czytałam dalej.

Wiedziałem, że usiądziesz akurat na tej ławce. Wiem, że codziennie przechodzisz przez park do szkoły. Wiem, że codziennie kupujesz sobie tą samą bułkę z budyniem i wodę. Wiedziałem, że wymkniesz się przez okno.

                Znowu przerwałam. Zaczęłam tym razem się naprawdę bać. Złapałam za rower mamy i już chciałam wracać, ale z powrotem usiadłam na ławce i zaczęłam czytać dalej.

Nie mam wpływu na twój strach. Nie chce, żebyś się bała. Boję się tobie ukazać, ale obserwuje Cię z ławki naprzeciwko.

                Automatycznie tam spojrzałam. Ławka była pusta. Kontynuowałam lekturę.

Wiedziałem, że mnie nie zauważysz. Bo nie  możesz.

W tym momencie przerwałabym czytanie i wróciła do domu, ale w oczy rzucało się drukowane zdanie:

WRÓĆ DO JASNOŚCI, NIE TRWAJ W CIEMNOŚCI. Spal list.

Wrzuciłam list do pobliskiego śmietnika i złapałam za rower. Już chciałam na niego wsiadać, ale coś przeleciało nad moją głową i zanurkowało w prawie pusty śmietnik. Chciałam zajrzeć do środka, ale w tym samym momencie coś czarnego walnęło mnie w twarz. Przewróciłam się na ziemię. Tym razem naprawdę złapałam za rower i pędziłam w stronę domu. Żałowałam, że w ogóle z niego wyszłam. Czułam, że coś za mną leciało z zawrotną prędkością.
Nie mogłam się obejrzeć. Pędziłam tak szybko, że zahaczyłam kołem o wysoki krawężnik i rąbnęłam prosto w szybę przystanku od środka.
Podniosłam głowę i zobaczyłam jak zawraca, po czym uderza w szybę od przystanku. Rozległ się ogromny huk. Pękła cała szyba, a na środku niej był czarny kruk z wbitym dziobem i zieloną kopertą. Jego szaro-niebieskie oczy patrzyły się wprost na mnie.
List wypadł mu z dzioba.
- Tak bardzo chciałem Cię zobaczyć. Teraz już będziemy razem – powiedział do mnie obolałym tonem, tym samym co chłopak, który zawitał dziś rano u mnie w domu i upadł na ziemię.
Nagle poczułam przeszywający ból w klatce piersiowej. Z każdej strony tryskała krew. Czułam jej zapach i smak.
Upadłam. Zdążyłam tylko zauważyć rudowłosą kobietę i jej bardzo znajomy głos.
- Nareszcie będziesz szczęśliwa.
Nie zobaczyłam już nic, nigdy więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz