Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka
od drzwi frontowych. Wstałam powolnie, ciekawa kto mógłby zagościć u nas o tak
wczesnej porze. Uchyliłam drzwi i ostrożnie przez nie wyjrzałam. Usłyszałam
ułamek rozmowy jakiegoś młodego chłopaka z moją mamą.
- Czy zastałem może Anię?
- Tak, ale ona jeszcze śpi – odpowiedziała mama.
- Yhym. Mogłaby pani jej przekazać, że będę czekał na nią dzisiaj o
szesnastej w parku?
- Przekażę. A można wiedzieć jak masz na imię?
- Łukasz. – odpowiedział chłopak łagodnym, ale męskim głosem. Skądś
znałam ten ton. – Dziękuję, do widzenia.
- Do widzenia – pożegnała się mama, zamknęła drzwi i ruszyła do kuchni.
Nie kładłam się z powrotem do łóżka. Pospiesznie się ubrałam, szybko
związałam włosy i wybiegłam przed dom. Niestety tajemniczego chłopaka, który
prosił o spotkanie nie było ani śladu. Wróciłam do domu. Przemyłam twarz i
poszłam do kuchni na śniadanie. Mama robiła sobie właśnie jajecznicę.
- Myślałam, że śpisz – powiedziała stojąc tyłem do mnie. – Znasz go?
- Nie wiem, nie zdążyłam go zobaczyć – powiedziałam obojętnym tonem.
- Przedstawił się jako Łukasz.
- Wiem.
- Skąd go znasz? – zapytała tak jakby prowadziła dochodzenie.
- Nie wiem kto to był.
- Yhym. – odburknęła. – Chcesz jajecznicy?
- Przecież wiesz, że nie lubię.
- No tak zapomniałam. Przyniósł ci jakiś list.
- Gdzie on jest?
- W przedpokoju.
Udałam się pospiesznie w stronę drzwi wyjściowych, na komodzie leżał
list w moim ulubionym odcieniu zielonego. Poszłam z nim do swojego pokoju,
usiadłam na wygodnym, brązowym i już nie modnym fotelu. Przyjrzałam się
dokładnie kopercie. Solidnie go zaklejono. I dobrze. Przynajmniej miałam
pewność, że mama nie zdążyła go przeczytać. Patrzyłam się na niego jak sroka w
gnat.
- Nie, nie otworze go.
Ruszyłam z powrotem do kuchni.
- I co napisał? – jak zwykle dokładnie musiała mnie przesłuchać.
- Nie otworzyłam go.
- Dlaczego? Nie jesteś ciekawa co jest w środku?
- Nie.
Wzięłam sobie coś do jedzenia i wróciłam do swojego pokoju. I jak
zwykle siedziałam w tej małej klitce niczym więzień. Okno wychodziło na nudny
ogródek. Byłam odcięta od świata nigdzie nie mogłam wychodzić, niczego nie
wolno było mi powiedzieć. Musiałam mieć same szóstki i zero przyjaciół. Miałam
po prostu być sama.
Myśli samobójcze były na porządku dziennym, ale bardziej od swojej
śmierci pragnęłam wyjechać z tego domu gdzieś najdalej. Nie widzieć już więcej
rudej, pięknej i zadbanej matki. Nie rozumiałam dlaczego ona mogła mieć
wszystko, a mi nie należało się nawet przemalowanie białego pokoju na bardziej
żywszy. To tak jakby miała psa, któremu dawałaby tylko jedzenie i uczyła nowych
sztuczek. Zero biegania i zero wychodzenia z klatki. Pustka w życiu.
Była godzina 7 rano. Postanowiłam odrobić lekcje i nauczyć się
wszystkiego czego jeszcze nie umiałam. Trwało to do godziny 15. Materiału było
sporo. Ubrałam się, uczesałam i wyszłam przez okno na dwór. Mamy już nie było
od co najmniej trzech godzin. Dom był zamknięty na klucz, którego niestety nie
posiadałam. Wyszłam przez okno, wzięłam miętową damkę mamy i pojechałam do
parku.
Usiadłam na ławce. Była równa 16.00. Otworzyłam list i czytałam
uważnie.
Wiedziałem, że nie otworzysz od razu.
Coś
mi mówiło, żeby wracać do domu. Ale czytałam dalej.
Wiedziałem, że usiądziesz akurat na tej
ławce. Wiem, że codziennie przechodzisz przez park do szkoły. Wiem, że
codziennie kupujesz sobie tą samą bułkę z budyniem i wodę. Wiedziałem, że
wymkniesz się przez okno.
Znowu
przerwałam. Zaczęłam tym razem się naprawdę bać. Złapałam za rower mamy i już
chciałam wracać, ale z powrotem usiadłam na ławce i zaczęłam czytać dalej.
Nie mam wpływu na twój strach. Nie chce,
żebyś się bała. Boję się tobie ukazać, ale obserwuje Cię z ławki naprzeciwko.
Automatycznie
tam spojrzałam. Ławka była pusta. Kontynuowałam lekturę.
Wiedziałem, że mnie nie zauważysz. Bo
nie możesz.
W tym momencie przerwałabym czytanie i wróciła do domu, ale w oczy
rzucało się drukowane zdanie:
WRÓĆ DO JASNOŚCI, NIE TRWAJ W
CIEMNOŚCI. Spal list.
Wrzuciłam list do pobliskiego śmietnika i złapałam za rower. Już
chciałam na niego wsiadać, ale coś przeleciało nad moją głową i zanurkowało w
prawie pusty śmietnik. Chciałam zajrzeć do środka, ale w tym samym momencie coś
czarnego walnęło mnie w twarz. Przewróciłam się na ziemię. Tym razem naprawdę
złapałam za rower i pędziłam w stronę domu. Żałowałam, że w ogóle z niego
wyszłam. Czułam, że coś za mną leciało z zawrotną prędkością.
Nie mogłam się obejrzeć. Pędziłam tak szybko, że zahaczyłam kołem o
wysoki krawężnik i rąbnęłam prosto w szybę przystanku od środka.
Podniosłam głowę i zobaczyłam jak zawraca, po czym uderza w szybę od
przystanku. Rozległ się ogromny huk. Pękła cała szyba, a na środku niej był
czarny kruk z wbitym dziobem i zieloną kopertą. Jego szaro-niebieskie oczy
patrzyły się wprost na mnie.
List wypadł mu z dzioba.
- Tak bardzo chciałem Cię zobaczyć. Teraz już będziemy razem –
powiedział do mnie obolałym tonem, tym samym co chłopak, który zawitał dziś
rano u mnie w domu i upadł na ziemię.
Nagle poczułam przeszywający ból w klatce piersiowej. Z każdej strony
tryskała krew. Czułam jej zapach i smak.
Upadłam. Zdążyłam tylko zauważyć rudowłosą kobietę i jej bardzo znajomy
głos.
- Nareszcie będziesz szczęśliwa.
- Nareszcie będziesz szczęśliwa.
Nie zobaczyłam już nic, nigdy więcej.