Dlaczego tak bardzo akurat na
mnie mu zależało? Od początku wiedziałam, że to jakiś psychol i nigdy nawet nie
próbowałam się do niego zbliżyć. Ani razu jednak, nie spodziewałam się czegoś
takiego.
Minęłam kolejną ulicę i
niespodziewanie wpadłam na jakiegoś mężczyznę, który wyłonił się zza rogu.
- Gdzie się tak spieszysz? –
powiedział tym swoim zimnym, przerażającym głosem. – Czyżbyś ode mnie uciekała?
Nic nie odpowiedziałam. Dyszałam
ciężko po dość długim biegu, który jak się zorientowałam nic nie dał. On nie
był człowiekiem. On nie był normalny.
- Nic nie rozumiesz? – złapał
mnie za nadgarstek i przybliżył swoją twarz do mojej. – Musisz mi coś zwrócić,
coś co zabrałaś mi czterdzieści siedem lat temu.
Zamarłam. W ogóle nie wiedziałam
o co mu chodzi. Przecież ja mam tylko siedemnaście lat. Co mogłam robić na
świecie pięćdziesiąt lat temu?!
- Oddaj mi to! – powiedział
spokojnym, ale zbyt zimnym głosem, żeby się nie wzdrygnąć. Szarpnął mnie za
łokieć. – Słyszysz?! Bez tego długo nie pożyje.
Jego twarz była bardzo blisko
mojej, czułam jego… po prostu smród. Zimne, niebieskie i bez wyrazu oczy
patrzyły na mnie z nienawiścią, a ja nic nie mogłam poradzić. Co miałam mu dać?
Paczkę fajek z kieszeni? Czy może wyżutą gumę balonową?
To wszystko robiło się coraz
bardziej pogmatwane. Najpierw śledzi mnie całymi dniami, nawet wykupuje
mieszkanie obok mojego, a wreszcie ściga mnie, szarpie na ulicy i żąda czegoś
nawet nie mówiąc czego. No dobra. Moja wina. Nie powinnam wychodzić z domu po
zmierzchu, ale medalion mówił, że mam wyjść.
Medalion. Miałam go na sobie,
gdy moi rodzice znaleźli mnie pod drzwiami. Miałam tylko kilka miesięcy, nic
nie pamiętam. On zawsze ostrzegał mnie przed niebezpieczeństwem, teraz niestety
zawiódł. Nie parzył, ani nie robił się zimny. Nawet nie było go stać na to, by
po prostu drygnąć, co czasami mu się zdarzało.
- Słyszysz mała suko?! – odezwał
się znowu. Serce mi zamarło. Już nie dyszałam, za dużo emocji. Gdybym wiedziała
o co mu chodzi… Oddałabym wszystko za kilka drobnych informacji, wskazówek,
cokolwiek. – Nie obchodzi mnie, czy masz to w majtkach, czy gdziekolwiek
indziej. Chcę to teraz. Dawaj to! – sprawiał wrażenie jakby chciał mnie
rozerwać na strzępy swoimi lodowatymi oczami, które przybrały teraz kolor
granatu.
Medalion ukryty pod swetrem, zrobił
się zimny. Nareszcie jakieś wskazówki, ale przykro mi to już wiedziałam.
Człowiek, który właśnie przede mną stał chciał mnie zabić, ponieważ coś ode
mnie chciał, a ja za Chiny nie mogłam odgadnąć co. To było przytłaczające.
Srebrny księżyc na mojej szyi
mroził mnie tak bardzo jak jeszcze nigdy wcześniej.
- Czuję, że to na sobie masz –
mężczyzna znowu odezwał się zimnym, przeszywającym głosem. – Czuję bijącą
energię.
- Hej! – usłyszałam krzyk,
trzask, a później rozluźnienie mocnego uścisku na moim nadgarstku.
Nim zdążyłam się zorientować
znów byłam w ciepłej, lepkiej mazi. Było całkowicie ciemno.
Nie. Znowu? Znowu byłam w łonie
jakiejś kobiety? Proszę was. To już zaczyna być męczące, gdy rozpoczyna się to
po raz czwarty i pamięta się wszystko z okresu swoich żyć, ale tylko do momentu
porodu. Jak długo, będę rodzić się na nowo?!
Zapewne dotąd, aż nie zginę śmiercią naturalną.
Takie trochę mroczne! ale super bardzo mi się podobało :)
OdpowiedzUsuń