sobota, 18 stycznia 2014

I że cię nie opuszczę, aż do śmierci

                Czasami tak jest, że coś musi pójść źle, aby inna rzecz mogła być wspaniała…
                Ten ranek zapowiadał się szary, nędzny i bez uczuć. Pościel nie pachniała już nim tak intensywnie jak wczoraj. Nie było go tutaj. Miałam wielką ochotę spojrzeć na telefon, sprawdzić czy nie ma tam jakiejś wiadomości, ale coś mnie powstrzymywało. Nie chciałam jeszcze wstawać. Nie chciałam jeszcze się obudzić. Za oknem wielkimi płatami padał śnieg, oziębiając i tak już nudną atmosferę w moim pokoju.
                Od czterech lat nic się w nim nie zmieniło. To samo łóżko, szafa, zniszczone biurko i nudny brązowy dywan. Nie był przytulnym miejscem, ale jednak moim  ulubionym kątem w tym domu. Masywne firanki w róże, aż do ziemi ciążyły bardziej niż dotychczas.
                Odezwał się telefon. Ciche wibracje poruszyły coś w głuchej ciszy sztywnego pomieszczenia. Serce załomotało mi w piersi. ‘Może zmienił zdanie? Może już się nie gniewa? Może to co wczoraj się wydarzyło to tylko sen?’ Tym razem bez wahania odczytałam otrzymaną wiadomość. Cicha nadzieja nagle we mnie ożyła ocieplając od środka.
‘Cześć  :* Wyskoczymy gdzieś dzisiaj?’ „Otrzymane od ‘Wika’”
                A jednak. Trzeba było sobie uświadomić to, że wszystko się skończyło. Że nie otrzymam od ciebie żadnej wiadomości na dzień dobry, na dobranoc i że nie usłyszę już że ci na mnie zależy. Wiedziałam, że to zrobisz. Kto by chciał dziewczynę z problemami, która zamiast wziąć się w garść, podcina sobie żyły.
                Zrobiło mi się zimno. To ty powinieneś teraz mnie przytulać, a nie ta cholerna bluza.
                Pomyliłeś się. Teraz nic nie jest lepiej. Dzięki tobie przestałam się ciąć, z tobą wreszcie czułam, że nie jestem sama. Wiedziałam, że mogę na kogoś liczyć. Obiecałam ci, że więcej tego nie zrobię. Ale chyba złamię tą obietnicę.
                Mówiłeś, że jestem na zawsze. Że to się nie wypali jak zwykła zapałka, bo to nie jest zwykłe. Kłamałeś. Jak zawsze.
                                                                                  ***
                Patrzyłam na żyletkę jak na coś o czym już dawno zapomniałam. O czymś co kiedyś kochałam ale mi zbrzydło. Czy można pokochać coś na nowo? Kiedyś to ona była moim jedynym przyjacielem. Jedyną podporą.
                Przyłożyłam ją do ręki. Jednak coś krzyczało we mnie ‘PRZESTAŃ’, ‘NIE RÓB TEGO’, ‘SKOŃCZYŁAŚ Z TYM’.
                Co jest lepsze? Ból pochodzący z otwartych ran? Czy ból, który pozostał po osobie, która podbudowała twoje życie, sprawiła że na nowo stało się piękniejsze, a później odeszła jak niby nigdy nic?
                Nie mam już nikogo. Nikogo, kto będzie chciał dla mnie żyć. Nikogo dla kogo ja będę chciała się starać. Nikogo kto się tym przejmie i pokaże, że można inaczej.
                Patrzyłam w małe łazienkowe lusterko. Chuda, niby ładna, zwyczajna szatynka. Zwykłe podkrążone, szare i nic nie warte oczy zawsze podpowiadały mi, że jestem do niczego.
                Czarna dziura pochłonęła całe szczęście.
                Po co to rozważam? Lepiej mieć to za sobą. Złamać zasadę, którą ustaliłeś. Ty nie dotrzymałeś słowa.
                Czułam rozdzielającą się skórę. Stary przyjaciel do mnie powrócił.
                Umywalka wyglądała jak rozwinięta róża, a rana jak droga do piekła. Zdążyłam polubić ten widok. Miałam w sobie za dużo wewnętrznych ran by przejąć się tą, którą przed chwilą stworzyłam.
                Ulżyło mi.
                Było mi słabo, ale jednocześnie czułam się silna. Szkaradna otchłań dodawała mi sił.
                                                                                  ***
                - Miałaś tego nie robić. Mówiłaś, że zaczniesz wszystko od nowa.
                - Zaczęłam.
                - Ale nie tak! Miało być lepiej. Obiecałaś, że nawet ja cię zostawi to tego nie zrobisz.
                - Nie wiesz co czuje.
                - Nie wiem, ale miałaś zmienić swoje życie.
                - Nie obchodzi mnie to. Jest jak dawniej. Miało tak być.
                - To ty tak powiedziałaś. Ciągle powtarzasz, że nie masz nikogo. A ja? A twój ojciec? O nas już zapomniałaś? Wiem. To boli. Zostawił cię, ale mogłabyś o nas pamiętać i wiedzieć o tym, ze chcemy dla ciebie szczęścia. Nie rozumiesz, że…
                - Nie, nie rozumiem.
                - Masz jeszcze nas. Mamy już nie ma. Michał odszedł, ale pomyśl też czasem, że masz ojca i siostrę.
                Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami.
                I znowu zapadła cisza.
                Rozważałam jej słowa.
                - Masz rację siostrzyczko. Będę o was pamiętać.
                Wyszłam z domu. Ulica jak zwykle zapełniona była samochodami. Zaczęłam biec. Byłam na środku ulicy, gdy usłyszałam swoje imię. Za późno. Mocne uderzenie w moje ciało z rozpędzonego samochodu i zobaczyłam tylko ciemność. Zrzuciłam z siebie cały ciężar.
                                                                                 ***
                Cichy szloch. Dźwięk respiratora. Jego głos wymawiający moje imię. Rozpacz. Sumienie. Powietrze śmierdziało tym wszędzie.
                I to pytanie ‘Dlaczego? Dlaczego wciąż żyje?’
                - Nigdy więcej tego nie zrobię. Boże, dziękuję. Dziękuję, że dałeś jej szanse.
                Zobaczyłam białą jak śnieg sale, szpitalne krzesło i niego klęczącego przed moim łóżkiem z zapłakanymi oczami i drgającymi lekko wargami. Pochylił głowę. Płakał. Chciałam go dotknąć. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale ręce miałam jak z ołowiu, ciężkie i obolałe. Powoli odzyskiwałam czucie. Nadal czułam swoją ranę na lewej dłoni. Obraz rozmywał mi się pod ciężkimi powiekami.
                Po raz pierwszy w życiu byłam szczęśliwa, że żyję.
                Ktoś wszedł do sali. Zatrzymał się.
                - Magda?
                To był głos mojej siostry.
                - Magda widzisz nas?
                Zapadła grobowa cisza. Wszyscy czekali na moją reakcję. Chciałam coś zrobić, powiedzieć coś, dać znak życia, ale nie potrafiłam ruszyć nawet okiem.
                Wiedziałam, że wszystko się zmieniło. Że znowu będzie inaczej.
                                                                                 ***

                - I że cię nie opuszczę, aż do śmierci.

__
Nareszcie nowe opowiadanie ;)